Rose obudziła się i spojrzała na łóżko obok niej. Jej przyjaciółka jeszcze smacznie spała.
-Stephanie, wstawaj!-krzyknęła waląc ją poduszką po głowie.
-Co?Która godzina?-spytała zaspana Stephanie.
-8:00, za godzinę zaczynają się lekcje!-krzyknęła Rose.
-Przecież dzisiaj nie ma lekcji!-odpowiedziała jej rozbudzona już przyjaciółka.
-No, tak.-powiedziała brunetka Rose.-Idę się przebrać.
Rose Evans była średniej wielkości brunetką.Jej oczy były koloru zielonego.Miała 14 lat.Mieszkała z babcią i bratem.Jej rodzice zginęli przez śmierciożerców.Uwielbiała bransoletki z resztą widać było mnóstwo na jej ręce.Nie cierpiała swojej szkoły a jeszcze bardziej swojej dyrektorki Olimpii Maxime.Wszyscy w tej szkole mieli francuski akcent, jakby miały flegmę w gardle.Tylko ona i jej przyjaciółka Stephanie Miller mówiły "normalnie". Pochodziły z Anglii ale mieszkały we Francji.Ona z Stephanie były największymi żartownisiami w szkole. Prawdę mówiąc były jedynymi żartownisiami w szkole. Reszta dziewcząt albo była poważna albo dziwna. Przyjaciółki nie dawno skończyły robić żelki.Ten kto je
spożył nie mógł mówić przez 5 minut. Na swoim koncie miały także:
-chipsy powodujące nagłą płaczliwość,
-tabletki powodujące natychmiastowy ból głowy,
-sznur związujący osobę, w którą się nim rzuci,
- pióro podpowiadające(słyszał je tylko ten, który posiadał ta pióro),
-proszek zmieniający kolor skóry i twarzy(opracowały też wersję w cukierkach),
-odtrutki na wszystkie wynalazki.
Stephanie Miller była bardzo podobna do Rose.Tylko była rok młodsza od Rose. Różniły się kolorem włosów(Stephanie miała czarne),oczy miała piwne, lubiła czytać(ale tylko ciekawe książki, jej ulubiony gatunek to kryminał i horror), podobnie jak Rose, uwielbiała obronę przed czarną magią.Jednak niezbyt lubiła bransoletki.Wolała kolczyki lub naszyjniki.Tak samo jak Rose nienawidziła akademii Beauxbatons i jej mundurków.
Kiedy Rose była w łazience Stephanie ubrała się w dormitorium.Po chwili Rose także wyszła z łazienki.
-Ech, jeszcze mundurki.-powiedziała brunetka i obie dziewczyny je założyły.
-W TIEJ CHWILI MI OTWIELAĆ!WIEM ZE TO WASZI SPRAWKIA!-krzyknął jakiś głos.Madame Maxime.Dziewczyny otworzyły drzwi od dormitorium udając,że nic nie wiedzą.Jednak kiedy spojrzały na swoją dyrektorkę wybuchły śmiechem.Skóra Olimpii Maxime była cała różowa a włosy były zielone.
Wczoraj po cichu udały się do gabinetu dyrektorki i dorzuciły jej trochę proszku do herbaty.
-WIEM ŻE TO WI!W TEJ CHWILJI DAJCI MNIE ODTRUTKIE!-wykrzyczała na nich olbrzymka.
Dziewczyny posłusznie poszły po odtrutkę.
-Dziękuji.Więcej nie róbci takich numeriów.Idźci na śniadanije.-powiedziała Olimpia i poszła sobie.
-Tylko tyle?-zdziwiły się przyjaciółki i poszły na śniadanie.
Następnego dnia od rana była napięta atmosfera.Wszyscy szykowali się do wyjazdu ze szkoły.O godz.13:00 było zakończenie roku szkolnego.Wszyscy usiedli i czekali na dyrektorkę.Kiedy weszła wszyscy powitali ją oklaskami.Tylko Stephanie i Rose nie klaskały.
-Kochani koleijny riok diobiegl końca.Mam nadzieije, żie przez te wakacije Rose i Stephanie zmądrzeją.-powiedziała Olimpia.Najmniej lubiana przez przyjaciółki osoba- Fleur Delacour spojrzała na
nie z pogardą.
-A więc moji miliji.Żiczę wam miłich wakaciji.Możecie jiuż iść.-zakończyła dyrektorka.
Wszyscy się rozbiegli.Za bramą szkoły czekał na nią jej brat Carlos.
-Jak tam?-spytał.
-Spoko.-odpowiedziała i pojechali do domu.
Pierwsze dwa tygodnie wakacji minęły im bardzo szybko.Pewnego dnia Rose odwiedziła jej przyjaciółka Stephanie i jej przyjaciel Thomas, który był z Durmstrangu.Przyjaciele poszli na górę do pokoju Rose.
-Jak tam?-spytała szatynka.
-Fajnie.-odpowiedzieli jej.
-Co ty taka zadowolona Stephanie?-spytała Rose.
-Bo wiesz my...PRZENOSIMY SIĘ DO HOGWARTU!-krzyknęła jej przyjaciółka.
-Co...Co?-spytała szatynka.
-Przenosimy się do Hogwartu.-powiedział Thomas.
-Ale jak ja sobie poradzę w Beauxbatons sama?-spytała smutno Rose.
-O czym ty mówisz?Przenosisz się z nami.-powiedziała wesoło Stephanie.
-Przykro mi.Babcia mi nie pozwoli.-powiedziała szatynka i łzy napłynęły jej do oczu.
-Nie martw się, ubłagasz ją.-odpowiedziała brunetka.
-Ale...będziecie dojeżdżać do Anglii aż z Francji?-zdziwiła się szatynka.
-Nieee, no co ty.Wynajmujemy mieszkanie.-odpowiedziała jej brunetka śmiejąc się.
-Aha.Ok.-powiedziała szatynka.Nagle zadzwonił telefon Thomasa.
-Halo?-spytał.-No dobra, zaraz tam będę.-powiedział blondyn i zakończył rozmowę.
-Sorki dziewczyny. Koledzy wzywają.-powiedział i wyszedł.
Dziewczyny pokiwały głowami.Kiedy jej koleżanka poszła Rose udała się do pokoju swojej
babci Emily.
-Babciu...?-zaczęła szatynka.
-Tak, Rose?-spytała babcia Emily.
-Bo wiesz...Ja...Mogę się przenieść do Hogwartu?-spytała dziewczyna.
Babcia zrobiła zdziwione oczy.
-Do Hogwartu?Ale po co, mieszkamy we Francji masz tu szkołę prawie na miejscu.Z resztą
do akademii Beauxbatons chodziłam ja, chodziła twoja mama i prababcia.Po co chcesz tam jechać?-spytała
Emily Evans.
-Stephanie i Thomas przenoszą się tam.Ja wynajęłabym mieszkanie i bym tam mieszkała.Odwiedzałabym
was.-powiedziała Rose.
-No dobrze, niech ci będzie.Jeśli twoi przyjaciele też tam będą...-powiedziała babcia z rezygnacją.
-Och, dziękuję ci babciu!Kocham cię!-krzyknęła Rose rzucając jej się na szyję.
-Jadę do HOGWARTU!-krzyknęła Rose następnego dnia przyjaciółce.
-Super, mówiłam, że pojedziesz!-powiedziała uradowana Stephanie.
-To...kiedy się przeprowadzamy?-spytała Rose.
-Nie wiem, może jakoś w sierpniu.18 sierpnia.Pasuje ci?-spytała brunetka.
-Jasne.-powiedziała szatynka.-Musimy się coś dowiedzieć o tym Hogwarcie. Sprawdzę na internecie.-powiedziała Rose-Ech...Nic nie ma.Poczekaj...jednak coś jest.-powiedziała szatynka.
"Ta strona jest zaczarowana.Nie widzą jej mugole.Tylko czarodzieje."-głosił napis na stronie.
"HOGWART
Hogwart
został założony ponad tysiąc lat temu... przez czworo największych
czarodziejów i czarownic tamtych czasów: Godryka Gryffindora, Helgę
Hufflepuff, Rowenę Ravenclaw i Salazara Slytherina.
Szkoła magii i czarodziejstwa w Hogwarcie-Szkoła kształtująca przyszłych czarodziejów, mieszcząca się w zamku Hogwart, położona gdzieś w Szkocji. Motto szkoły brzmi: "Draco dormiens nunquam titillandus", co oznacza "Nigdy nie łaskocz śpiącego smoka".
Dzieci z magicznymi umiejętnościami są zapisywane do Szkoły Magii i
Czarodziejstwa przez magiczne pióro jeszcze przed urodzeniem, a
informowane są w wieku 11 lat – zazwyczaj listem przyniesionym przez
sowę (Do rodziny mugoli przyjeżdża nauczyciel). Uczniowie po przybyciu do szkoły przydzielani poprzez tiarę przydziału są do jednego z czterech domów: Gryffindoru, Hufflepuffu, Ravenclawu lub Slytherinu. Za dobre zachowanie, zwycięstwa podczas meczy quidditcha lub za poprawne odpowiedzi podczas lekcji – nagradzani są punktami. Zaś
za m.in. nieodpowiednie zachowanie – punkty są odbierane. Pod koniec
roku, dom z największą liczbą punktów otrzymuje Puchar Domów."-To jest dopiero coś...-powiedziała Rose i zaczęła czytać dalej.
"Hogwart został założony ok. IX/X wieku przez czterech najlepszych czarodziei tamtych czasów Godryka Gryffindora, Helgę Hufflepuff, Rowenę Ravenclaw oraz Salazara Slytherina. To właśnie od ich nazwisk powstały cztery domy. Początkowo założyciele samodzielnie wybierali osoby, które są godne studiowania magii, jednak po pewnym czasie Salazar Slytherin zażądał, aby przyjmować do szkoły tylko osoby czystej krwi. Nie zdołał przekonać do tego pozostałych założycieli, więc opuścił zamek. Wokół tego wydarzenia narosła legenda o Komnacie Tajemnic. Szkołę wielokrotnie przeszukiwano w celu znalezienia owej Komnaty. Dopiero w 1992 roku zostało potwierdzone, co tak długo się w niej skrywało. Komnatę zamieszkiwał ogromny bazyliszek, którego bezpośrednie spojrzenie było śmiertelne. Komnatę tą mógł otworzyć jedynie prawowity dziedzic Slytherina. Po śmierci wszystkich założycieli Hogwartu szkoła nadal funkcjonowała. Godryk Gryffindor pozostawił Tiarę przydziału, która dokonywała selekcji uczniów do poszczególnych domów. W historii Hogwartu zostały rozegrane dwie bitwy, podczas których śmierciożercy chcieli przejąć władzę nad szkołą.
Domy
Dopóki czterej założyciele żyli, mogli łatwo wybierać faworytów. Jednak po pewnym czasie zaczęli się zastanawiać, jak zachować tradycję przydziału uczniów do poszczególnych domów, gdy ich już zabraknie. Rozwiązanie znalazł Godryk Gryffindor, który zdjął z głowy swoja tiarę i każda z czterech osób tchnęła w nią cząstkę swych marzeń. Od tamtej pory przydzielaniem uczniów zajmuje się Tiara Przydziału.Gryffindor:
Słynie z męstwa i odwagi.Kolory domu to szkarłat i złoto, a symbol to lew.
Duchem domu jest Sir Nicholas De Mimsy-Porpington, znany również jako Prawie Bezgłowy Nick, a opiekunką domu jest Minerva MacGonaggal, kiedyś Albus Dumbledore.
Hufflepuff:
Słynie z lojalności, uczciwości, szczerości i tolerancji. Kolory domu to żółty i czarny, a symbol to borsuk. Duchem domu jest Gruby Mnich, a opiekunką – Pomona Sprout. Pokój Wspólny znajduję się blisko kuchni.
Ravenclaw:
Słynie z mądrości i kreatywności. Kolory domu to niebieski i brązowy (w filmach niebieski i srebrny), a symbol to orzeł. Duchem domu jest córka Roweny Ravenclaw, Szara Dama, a opiekunem nauczyciel zaklęć – Filius Fliwtick.
Slytherin:
Cechuje się ambicją, sprytem, przebiegłością, zaradnością i pochodzeniem z rodów o czystej krwi. Kolory domu to zielony i srebrny, a symbol to wąż. Duchem domu jest Krwawy Baron, a opiekunem Severus Snape.
Hymn Hogwartu:
Hogwart, Hogwart, Pieprzo-Wieprzy Hogwart,
Naucz nas choć trochę czegoś!
Czy kto młody z świerzbem ostrym,
Czy kto stary z łbem łysego,
Możesz wypchać nasze głowy
Farszem czegoś ciekawego,
Bo powietrze je wypełnia,
Muchy zdechłe, kurzu wełna.
Naucz nas, co pożyteczne,
Pamięć wzrusz, co ledwie zipie,
My zaś będziem wkuwać wiecznie,
Aż się w próchno mózg rozsypie!"
Dziewczyny zaśmiały się."To będzie cudowna szkoła..."-pomyślały.
-Do jakiego domu chcesz trafić?-spytała Stephanie.
-Oczywiście, że Gryffindor.Cechy domu to przecież odwaga i męstwo.No i mają może jakiegoś
ducha.Prawie Bezgłowy Nick, to lepsze niż Gruby Mnich, Szara dama czy Krwawy Baron.-powiedziała szatynka.-A ty?
-Gryffindor?Serio?Ja tam wolę Ravenclaw.Słynie przecież z kreatywności.A my jesteśmy baaaardzo kreatywne.-uśmiechnęła się Stephanie.
-Jak tam wolisz.Ja i tak zostaję przy Gryffindorze.-powiedziała dziarsko Rose.
-Ok.-odpowiedziała brunetka.
I tak biegło życie we Francji.Rose codziennie spotykała się z przyjaciółmi i razem przygotowywali się do wyjazdu do Anglii.W końcu nadszedł z dawna oczekiwany dzień-18 sierpnia.Od rana dziewczyny biegały w tę i we w tę.
-Carlos, widziałeś gdzieś moją szczotkę?-krzyknęła Rose.
-Bardzo śmieszne.-odpowiedział.
Dziewczyna w końcu znalazła szczotkę.Była...w łazience.Kiedy upewniła się, że wszystko ma ubrała się
w jeansy z dziurami i czarną bokserkę.Na nogi nałożyła trampki.Rzęsy pociągnęła tuszem a usta pomalowała błyszczykiem.Wyglądała...Super.Była już gotowa.
-Carlos, możemy już jechać!-krzyknęła.
I zeszła na dół. Pożegnała się z babcią i poszła do
samochodu Carlosa. Bagaż schowała do magicznie powiększonego bagażnika. Przed
domem czekała na nich Stephanie, która także schowała do bagażnika swój bagaż. Miała
na sobie jasne rurki i koszulkę z falbankami. Na nogach miała białe trampki.
Thomas, który był od nich dwa lata starszy jednak zrezygnował z Hogwartu i
nadal był zapisany do Durmstrangu. Po chwili czekania przyszedł Carlos i
pojechali. Jadąc mijali piękne widoki.
Kiedy dojechali do Anglii Carlos powiedział im, żeby poszły
na ulicę Pokątną. Nie zdążyły zapytać jak mają się tam dostać bo chłopak
odjechał. Tylko pomachał im na pożegnanie. Kompletnie nie wiedziały, gdzie
miały iść. Nagle im oczom ukazała się kobieta
w szacie czarodzieja.
-Przepraszam panią, wie pani jak dostać się na ulicę Pokątną?-spytała
czarodziejkę.
-Och, tak zaraz was zaprowadzę. Nazywam się Molly Weasley a
wy pewnie nie jesteście z tąd?-spytała Molly.
-Tak, jesteśmy z Francji. Nazywamy się Rose Evans i
Stephanie Miller. –powiedziała Rose.
-Chodźcie, za mną. –powiedziała kobieta i zaprowadziła ich
na ulice Pokątną.
Proszę o komenty! =)
super :)blog jestes mega w pisaniu
OdpowiedzUsuńDzięki :)
OdpowiedzUsuń