Taak wiem teraz trochę dużą odskocznię zrobię bo w mojej, jakże mądrej głowie zrodził się pomysł.
A mianowicie ten blog nie będzie już tylko o Fremione(jak w pierwszej części opowiadania) ale i o...jak przeczytacie to się dowiecie.
XII
Minęły trzy lata.W tym czasie wiele się zdarzyło.Harry wygrał turniej trójmagiczny, podczas którego zginął
Cedrik Diggory, zginął Dubledore i co najważniejsze został pokonany Voldemort.Od tego wydarzenia minął
miesiąc.Większość osób była nadal zszokowana.Jedną z tych osób była Hermiona Granger, która właśnie popijała herbatę w Norze.Panował tu ponury nastrój.Wszyscy byli zasmuceni po stracie Freda.Hermiona
również.Przecież był to jej chłopak.Ciężko to przeżyła.Płakała większość nocy.Znalazła pocieszenie w ramionach Rona.Wrócili do siebie.Czuli, że tego potrzebowali.Ginny chodziła z Harrym.Był dla niej wsparciem w tych ciężkich chwilach.George był bardzo przygaszony.Stracił bardzo bliską osobę.Swojego brata, najlepszego kumpla, wiecznego towarzysza, współwłaściciela sklepu.Nie miał dziewczyny, która mogłaby go pocieszyć.Tym zajmowali się przyjaciele i rodzice.Niewiele to dawało ale rudzielec weselał, przynajmniej na jakiś czas.Harry wciąż czuł się winny za jego śmierć.Z resztą nie tylko jego.Czuł się winny za śmierć wszystkich bliskich osób, które uczestniczyły w bitwie o Hogwart.Najgorzej jednak było z panią Weasley.Chociaż starała się tego nie pokazywać, to w głębi duszy była bardzo smutna.Czasem można było usłyszeć jak pochlipywała w kącie.Najdzielniejszy był pan Weasley.Starał się podtrzymywać rodzinę na duchu, chociaż nie było mu łatwo bo ciągle tęsknił po stracie syna.
Kiedy podczas śniadania w ponurym nastroju wszyscy mieszkańcy domu(łącznie z Harrym i Hermioną) zebrali się przy stole jak codziennie nikt się nie odzywał.Nagle do kuchni wparował pan Weasley.
-Nie.Tak już nie może być.-powiedział-Ile jeszcze czasu będziemy tacy zasmuceni, bez życia?Nie będziemy się prawie w ogóle odzywać?Mam tego dość.To, że niestety Fred umarł zapamiętamy do końca życia ale ja nie sądzę, że Fred chciałby, żebyśmy się smucili.Chciałby, byśmy byli szczęśliwi.On zapewne patrzy teraz z góry i się uśmiecha.Musimy przestać się zasmucać i wrócić do normalnego życia.On tego chce.
-Ja...zgadzam się z Arturem.Mam dość tej ponurej atmosfery i tej ciszy.Zachowujmy się już normalnie.-powiedziała pani Weasley.-A więc myślę, że Harry, Ron, Hermiona i Ginny wrócą do szkoły aby skończyć siódmy rok nauki.Wyślemy sowę do Dumble...Minerwy.
-Ja się zgadzam.-powiedziała Hermiona.
-Ja też.-zgodziła się Ginny.
-I ja.-powiedzieli jednocześnie Ron i Harry.
Wszyscy się zaśmiali.Napięcie opadło.Już wszystko było dobrze.
Następnego dnia Hermiona wstała i skreśliła kolejny dzień w kalendarzu.Był już 21 września.Za jedenaście dni wróci do Hogwartu.Cieszyła się z tego powodu.Spotka się przecież ze swoimi starymi przyjaciółmi.Ubrała miętową bokserkę i wytarte, niebieskie dżinsy.Po ubraniu się przeczesała włosy szczotką i zeszła na śniadanie.
-Dzień dobry!-powiedziała wchodząc do kuchni i obdarzając wszystkich uśmiechem.
-Dzień dobry kochanie.Siadaj.-powiedziała pani Weasley odwzajemniając uśmiech.-Napisaliśmy wczoraj do Minerwy i już dziś odzyskaliśmy odpowiedź.Pisze, że bardzo się cieszy.Do listu dołączyła listę książek i przyborów szkolnych.
-To bardzo fajnie.Kiedy wybierzemy się na Pokątną?-spytała szatynka biorąc sobie tosta.
-Nie wiem może jutro albo lepiej jeszcze dziś.-powiedziała gospodyni.-Chyba tak.Dziś.Za dwie godziny zbiórka tutaj w kuchni.
Hermiona skończyła jedzenie i poszła przywitać się z Harrym i Ronem.Cicho zapukała do pokoju chłopców i weszła.Ron i Harry rozmawiali o czymś żywo.Na jej widok przerwali rozmowę.
-Cześć.-powiedziała szatynka siadając obok rudzielca i całując go w policzek.-O czym rozmawiacie?
-A o niczym takim.-powiedział Harry.
-Dobra to ja nie będę mieszać się w wasze "tajne" sprawy.-powiedziała Hermiona z uśmiechem i wyszła pozostawiając chłopaków samych.
-Ron ale powiedz mi dlaczego właściwie chcesz znów wrócić do Lavender*?Przecież jesteś z Hermą.-zapytał Harry.
-No bo wiesz ona...Napisała do mnie i...ja już nie wiem co robić.Kocham Hermionę i chcę wrócić do Lav.
Ją też kocham i nie przestałem.-powiedział speszony Ronald.
-Cóż...jeżeli chcesz wrócić do Lavender to musisz to powiedzieć Mionie.Jak najszybciej.Pamiętaj, że nie mówiąc jej tego ranisz ją.Mam pomysł pójdziecie dziś razem nad jezioro i tam jej to powiesz.-powiedział brunet.
-No...No dobra.-zgodził się Ron.
Wieczorem, kiedy wszyscy mieli już nowe książki i przybory Ron czekał na Hermionę przed domem.Czuł, że musi z nią zerwać.Wiedział, że ona teraz potrzebuje czyjejś bliskości ale musiał to zrobić.Nie chciał jej okłamywać.Przecież już jej nie kochał a raczej kochał.Tylko przekonywał siebie, że tak nie jest.Po chwili drzwi się otworzyły i na podwórko weszła Hermiona.Złapała rudzielca za rękę ale on jej nie zabrał.Szli kilka minut i dotarli nad jezioro.Podziwiali piękny widok.Jezioro ślicznie wyglądało w blasku zachodzącego słońca.
-Ale pięknie.-powiedziała Miona z zachwytem.
-Taaak.-odpowiedział Ron.Szatynka wtuliła się w ramiona chłopaka.Ron speszył się.Wiedział, że powinien ją odsunąć ale nie umiał.
-Hermiono.Muszę ci coś powiedzieć.-powiedział.
-Tak?
-Ja...kocham cię.-powiedział Ron nie wiedząc czemu.Czuł, że tymi słowami pogorszył sytuację.Przecież nie to miał powiedzieć.Skarcił się w duchu.
-Ja cię też.-powiedziała Hermiona i pocałowała rudzielca.
-Chodźmy już.-powiedział Ron cały czerwony.Był zły na siebie, że nie udało mu się wykonać misji.
Po powrocie do pokoju Ron położył się na łóżku hamując się aby niczego nie rozwalić.
-Co ja zrobiłem?!-myślał zdenerwowany.Po chwili do pokoju wszedł Harry.
-I jak?-spytał.
-Powiedziałem, że ją kocham.-powiedział Ron jednym tchem.
-Coooo?!Przecież miałeś z nią zerwać!-zdenerwował się brunet.
-Zrobię to.Obiecuję.-powiedział rudy.
-Mam nadzieję.-powiedział brunet i poszedł spać.
Ron wziął z niego przykład i też się położył.Zastanawiał się tylko jak trudne ma przed sobą zadanie.
*Lavender zginęła w drugiej bitwie o Hogwart ale ja ją tak jakby "przywróciłam".Przyda się do tej
historii ;)
No i jest ;)Rozdział 12.Odbiegłam od Fremione.Tak wiem o tym ale mam lepszy pomysł.Może on wypali, bo z tym Fremione to niezbyt mi wyszło...:/ Komentujcie! :D
P.S. Chyba trochę tu zmienie bo to wygląda na rozdział I a nie XII a wy co myślicie? ;)
~Natalka
Miłość ma dwie połówki, jedna bez drugiej nie istnieje...
niedziela, 28 kwietnia 2013
sobota, 27 kwietnia 2013
Pierwsze zadanie
I poszli na błonia.
[Perspektywa Hermiony]
Poszłam z Fredem na błonia.Cieszyłam się, że zyskałam nowego przyjaciela.
Teraz miałam już ich czterech.
Zajęliśmy miejsca obok Rona i Ginny.Zawodnicy musieli przejść obok smoka i zabrać złote jajo.
Podczas, gdy inni obserwowali zmagania Wiktora Kruma, ja rozmyślałam.Dziwna afera z tą czarą ognia...
Kto wrzucił nazwisko Harry`ego do czary?Bo to chyba nie Sami-wiecie-kto?On przecież już odszedł.Poległ.Może jakiś śmierciożerca...Nie wiem kto to zrobił ale to na pewno nie Harry.
Przecież Dumbledore zabezpieczył czarę linią wieku.Nawet bliźniacy próbowali ją przechytrzyć eliksirem postarzającym ale...wyrosły im brody.Niestety Ron twierdzi, że to Harry wrzucił swoje nazwisko do czary.Jest na niego obrażony, bo uważa, że nie podzielił się z nim pomysłem na oszukanie linii wieku.
Ech...próbowałam go przekonać, że to nie Harry ale bez skutku.Z zamyślenia wyrwał mnie głos Ginny-"To Harry, Harry!" Spojrzałam na stadion.Brunet powoli szedł obok smoka.Wybrał najgroźniejszego-Rogogona Węgierskiego.Czytałam o nim w "Magicznych stworzeniach". Nagle potwór zioną ogniem.Harry szybko odskoczył na bok.Jeszcze dwie sekundy i byłoby po nim.Ale na szczęście cechą jego charakteru jest szybkość.Brunet schował się za skałą i wypowiedział jakieś zaklęcie.Nic się nie stało...Czyżby nie zadziałało?Harry uciekał od przerażającego smoka.Po chwili nad trybunami przeleciała miotła.No tak...przecież uczyłam go zaklęcia "Accio". A Harry`emu najlepiej wychodzi latanie na miotle.Bardzo dobry pomysł.Tylko jak on na niego wpadł?Ciągle obserwowałam przyjaciela.Latał perfekcyjnie.Zaraz po pięknym zwodzie, zanurkował i chwycił złote jajo.Na loży Gryfonów rozległy się wiwaty "Potter, Potter!"-krzyczeli.
Harry otrzymał najwięcej punktów tym samym wygrywając pierwsze zadanie.Kiedy sędziowie ogłosili wyniki udaliśmy się do namiotu, w którym pani Pomfrey opatrywała draśnięcie Harry`ego.Pogratulowałam mu zwycięztwa a to samo uczynił Ron.Przeprosił też Harryego za podejrzenia.Wreszcie się pogodzili.Po wyjściu z namiotu poszliśmy do pokoju wspólnego, gdzie Gryfoni urządzili imprezę.Usiadłam w moim ulubionym fotelu a na tym obok Ron.Harry był oblegany przez innych i zasypywany gratulacjami.
Kiedy wszyscy odeszli już od Harry`ego.Impreza się rozkręciła.Jedliśmy dyniowe paszteciki i popijaliśmy piwem kremowym.Połowa Gryfonów tańczyła.Niektórzy grali w eksplodującego durnia inni w szachy lub gargulki.Nagle Dean krzyknął:"Harry otwórz te jajo!". Po chwili cały pokój wspólny był ogłuszany przez wrzaski-"Otwórz jajo!" lub "Harry!Harry!". Brunet ze śmiechem chwycił złote jajo i otworzył.Z jaja wydarł się ogłuszający wrzask.Teraz wszyscy krzyczeli "Zamknij to!Zamknij!"Harry zrobił to bez zastanowienia.
-O co w tym chodzi?To ma być wskazówka?Ciekawe do czego.-powiedział Seamus drwiąco.
-Sam już nie wiem.Idę sie położyć.-powiedział Harry i poszedł do dormitorium.Wzięłam z niego przykład i położyłam się na swoim wielkim łóżku zastanawiając się co przyniesie kolejny dzień...
No to tyle ;).Tak, wiem nie było mnie długo(szlaban :/) ale postanowiłam to nadrobić.Wiem też, że krótki rozdział ale niestety...Brak weny. ;( Nn może jutro lub pojutrze.
P.S.Zapraszam na mojego drugiego bloga, także fantasy: http://heroskazmuroedsbru.blogspot.com
Jest tam na razie tylko wstęp ale nn jutro lub pojutrze ;).
~Natalka
[Perspektywa Hermiony]
Poszłam z Fredem na błonia.Cieszyłam się, że zyskałam nowego przyjaciela.
Teraz miałam już ich czterech.
Zajęliśmy miejsca obok Rona i Ginny.Zawodnicy musieli przejść obok smoka i zabrać złote jajo.
Podczas, gdy inni obserwowali zmagania Wiktora Kruma, ja rozmyślałam.Dziwna afera z tą czarą ognia...
Kto wrzucił nazwisko Harry`ego do czary?Bo to chyba nie Sami-wiecie-kto?On przecież już odszedł.Poległ.Może jakiś śmierciożerca...Nie wiem kto to zrobił ale to na pewno nie Harry.
Przecież Dumbledore zabezpieczył czarę linią wieku.Nawet bliźniacy próbowali ją przechytrzyć eliksirem postarzającym ale...wyrosły im brody.Niestety Ron twierdzi, że to Harry wrzucił swoje nazwisko do czary.Jest na niego obrażony, bo uważa, że nie podzielił się z nim pomysłem na oszukanie linii wieku.
Ech...próbowałam go przekonać, że to nie Harry ale bez skutku.Z zamyślenia wyrwał mnie głos Ginny-"To Harry, Harry!" Spojrzałam na stadion.Brunet powoli szedł obok smoka.Wybrał najgroźniejszego-Rogogona Węgierskiego.Czytałam o nim w "Magicznych stworzeniach". Nagle potwór zioną ogniem.Harry szybko odskoczył na bok.Jeszcze dwie sekundy i byłoby po nim.Ale na szczęście cechą jego charakteru jest szybkość.Brunet schował się za skałą i wypowiedział jakieś zaklęcie.Nic się nie stało...Czyżby nie zadziałało?Harry uciekał od przerażającego smoka.Po chwili nad trybunami przeleciała miotła.No tak...przecież uczyłam go zaklęcia "Accio". A Harry`emu najlepiej wychodzi latanie na miotle.Bardzo dobry pomysł.Tylko jak on na niego wpadł?Ciągle obserwowałam przyjaciela.Latał perfekcyjnie.Zaraz po pięknym zwodzie, zanurkował i chwycił złote jajo.Na loży Gryfonów rozległy się wiwaty "Potter, Potter!"-krzyczeli.
Harry otrzymał najwięcej punktów tym samym wygrywając pierwsze zadanie.Kiedy sędziowie ogłosili wyniki udaliśmy się do namiotu, w którym pani Pomfrey opatrywała draśnięcie Harry`ego.Pogratulowałam mu zwycięztwa a to samo uczynił Ron.Przeprosił też Harryego za podejrzenia.Wreszcie się pogodzili.Po wyjściu z namiotu poszliśmy do pokoju wspólnego, gdzie Gryfoni urządzili imprezę.Usiadłam w moim ulubionym fotelu a na tym obok Ron.Harry był oblegany przez innych i zasypywany gratulacjami.
Kiedy wszyscy odeszli już od Harry`ego.Impreza się rozkręciła.Jedliśmy dyniowe paszteciki i popijaliśmy piwem kremowym.Połowa Gryfonów tańczyła.Niektórzy grali w eksplodującego durnia inni w szachy lub gargulki.Nagle Dean krzyknął:"Harry otwórz te jajo!". Po chwili cały pokój wspólny był ogłuszany przez wrzaski-"Otwórz jajo!" lub "Harry!Harry!". Brunet ze śmiechem chwycił złote jajo i otworzył.Z jaja wydarł się ogłuszający wrzask.Teraz wszyscy krzyczeli "Zamknij to!Zamknij!"Harry zrobił to bez zastanowienia.
-O co w tym chodzi?To ma być wskazówka?Ciekawe do czego.-powiedział Seamus drwiąco.
-Sam już nie wiem.Idę sie położyć.-powiedział Harry i poszedł do dormitorium.Wzięłam z niego przykład i położyłam się na swoim wielkim łóżku zastanawiając się co przyniesie kolejny dzień...
No to tyle ;).Tak, wiem nie było mnie długo(szlaban :/) ale postanowiłam to nadrobić.Wiem też, że krótki rozdział ale niestety...Brak weny. ;( Nn może jutro lub pojutrze.
P.S.Zapraszam na mojego drugiego bloga, także fantasy: http://heroskazmuroedsbru.blogspot.com
Jest tam na razie tylko wstęp ale nn jutro lub pojutrze ;).
~Natalka
piątek, 12 kwietnia 2013
X
X.
Zastała ją nie miła niespodzianka...
[Perspektywa Hermiony]
Było to w dzień pierwszego zadania Turnieju Trójmagicznego czyli 24 listopada.
Obudziłam się, ubrałam i zeszłam do pokoju wspólnego aby tam poczekać na Harry`ego i Rona.
Po 30 minutach, chłopcy przyszli i razem poszliśmy na śniadanie.Zasiedliśmy przy stole gryfonów i zaczęliśmy posiłek.Obok mnie siedział Harry i Fred, o dziwo bez Angeliny.Był smutny.Widać było to już tydzień wcześniej ale nikt nie zwracał na to uwagi.
-Fred, czy coś się stało?-spytałam.
-Nie.-odpowiedział.Nie chciałam się mu narzucać więc nic już nie mówiłam.Zerknęłam w stronę stołu Ravenclawu.Siedział tam mój chłopak, Eric.Ale nie był sam...Tuż obok niego siedziała jakaś blondynka.
Całowali się.Wypadł mi widelec z dłoni.Jak najszybciej potrafiłam opuściłam Wielką Salę.Po chwili runęłam na moim łóżku w dormitorium.
[Perspektywa Freda, tydzień wcześniej]
Kiedy obudziłem się, zbudziłem też Georga i Lee.Była już 10:00.Na szczęście nie mieliśmy dziś lekcji bo była sobota.Szybko przypomniałem sobie o spotkaniu z Angeliną.Pobiegłem do łazienki, przebrałem się i po śniadaniu poszedłem w umówione miejsce, czyli duże drzewo nad jeziorem.Dziewczyna już na mnie czekała.
-Cześć słońce.-powiedziałem z uśmiechem.
-Cześć Fred.-odpowiedziała.-Wiesz muszę ci coś powiedzieć...Nie mogę już tego ukrywać.Musimy się rozejść.
-Ale Angelina...dlaczego?-spytałem z żalem.
-Bo wiesz...Tak naprawdę to ja nie kocham ciebie, tylko Georga.Wiedziałam, że on potajemnie spotyka się z Katy Bell więc...Pomyślałam, że...Pomyślałam, że jeżeli jesteście bliźniakami to wszystko będzie tak samo jakbym była z Georgem i gdybym chodziła z tobą to byłabym też bliżej niego.-wyjaśniła Gryfonka.
-Co?!Jak mogłaś tak pomyśleć?!Co z tego, że wyglądamy tak samo, to nie znaczy, że jesteśmy tacy sami!-krzyknąłem i miałem już iść ale ona mocno chwyciła mnie za nadgarstek.
-Ale proszę cię...Nie zasmucaj się i nie przeszkadzaj mi i Georgowi.-powiedziała murzynka.Nic nie mówiąc wróciłem do dormitorium. Był tam George.
Następny tydzień minął mi bardzo szybko.Zdążyłem już przyzwyczaić się do tego, że nie jestem z Angeliną.
Czasami przyłapywałem się na ukradkowych spojrzeniach w stronę Hermiony.Ale cóż miałem poradzić.Była piękna i mądra...Gdybym tylko mógł ją mieć...
Pewnego dnia, dokładnie 24 listopada razem z Georgem i Lee udałem się na śniadanie.Zobaczyłem ją.Hermiona siedziała obok mojego braciszka Rona.Wcisnąłem się
między nich i zacząłem jeść mojego naleśnika.
-Fred, czy coś się stało?-spytała szatynka.
-Nie.-odpowiedziałem.Nie wiem czemu o to zapytała.Nagle usłyszałem brzęk widelca uderzającego
o posadzkę.Osoba, która zrzuciła sztućca siedziała tuż obok mnie.Była to Hermiona.Zerwała się z ławki
i pobiegła gdzieś.Ja rzuciłem się za nią.Wreszcie zatrzymaliśmy się w naszym pokoju wspólnym.
Szatynka jednak pobiegła do dormitorium.Nie wiele myśląc pobiegłem za nią...
[Perspektywa Hermiony]
Kiedy tak leżałam usłyszałam jak ktoś puka do drzwi.
-Proszę.-wychrypiałam.
Był to Fred.
-Co się stało Hermiono?-spytał.
-Ja...nic.A z resztą... Eric ze mną zerwał.-powiedziałam przez łzy.
-Ojeju...przykro mi.-powiedział rudzielec i mocno mnie przytulił.
-Dziękuje Fred.Dziękuję, że jesteś.-powiedziałam i wtuliłam się w niego jeszcze bardziej.Po chwili spojrzałam na zegarek.Była już 10:00.
-Fred, szybko!Zaraz pierwsze zadanie.-krzyknęłam i pobiegłam do łazienki.
Wzięłam prysznic, przebrałam się i razem z Fredem ruszyłam na błonia...
C.D.N.
Tak wiem, że krótki ale jest. ;)
Zapraszam na mojego drugiego bloga: http://heroskazmuroedsbru.blogspot.com/
Czytajcie! ;D
Zastała ją nie miła niespodzianka...
[Perspektywa Hermiony]
Było to w dzień pierwszego zadania Turnieju Trójmagicznego czyli 24 listopada.
Obudziłam się, ubrałam i zeszłam do pokoju wspólnego aby tam poczekać na Harry`ego i Rona.
Po 30 minutach, chłopcy przyszli i razem poszliśmy na śniadanie.Zasiedliśmy przy stole gryfonów i zaczęliśmy posiłek.Obok mnie siedział Harry i Fred, o dziwo bez Angeliny.Był smutny.Widać było to już tydzień wcześniej ale nikt nie zwracał na to uwagi.
-Fred, czy coś się stało?-spytałam.
-Nie.-odpowiedział.Nie chciałam się mu narzucać więc nic już nie mówiłam.Zerknęłam w stronę stołu Ravenclawu.Siedział tam mój chłopak, Eric.Ale nie był sam...Tuż obok niego siedziała jakaś blondynka.
Całowali się.Wypadł mi widelec z dłoni.Jak najszybciej potrafiłam opuściłam Wielką Salę.Po chwili runęłam na moim łóżku w dormitorium.
[Perspektywa Freda, tydzień wcześniej]
Kiedy obudziłem się, zbudziłem też Georga i Lee.Była już 10:00.Na szczęście nie mieliśmy dziś lekcji bo była sobota.Szybko przypomniałem sobie o spotkaniu z Angeliną.Pobiegłem do łazienki, przebrałem się i po śniadaniu poszedłem w umówione miejsce, czyli duże drzewo nad jeziorem.Dziewczyna już na mnie czekała.
-Cześć słońce.-powiedziałem z uśmiechem.
-Cześć Fred.-odpowiedziała.-Wiesz muszę ci coś powiedzieć...Nie mogę już tego ukrywać.Musimy się rozejść.
-Ale Angelina...dlaczego?-spytałem z żalem.
-Bo wiesz...Tak naprawdę to ja nie kocham ciebie, tylko Georga.Wiedziałam, że on potajemnie spotyka się z Katy Bell więc...Pomyślałam, że...Pomyślałam, że jeżeli jesteście bliźniakami to wszystko będzie tak samo jakbym była z Georgem i gdybym chodziła z tobą to byłabym też bliżej niego.-wyjaśniła Gryfonka.
-Co?!Jak mogłaś tak pomyśleć?!Co z tego, że wyglądamy tak samo, to nie znaczy, że jesteśmy tacy sami!-krzyknąłem i miałem już iść ale ona mocno chwyciła mnie za nadgarstek.
-Ale proszę cię...Nie zasmucaj się i nie przeszkadzaj mi i Georgowi.-powiedziała murzynka.Nic nie mówiąc wróciłem do dormitorium. Był tam George.
Następny tydzień minął mi bardzo szybko.Zdążyłem już przyzwyczaić się do tego, że nie jestem z Angeliną.
Czasami przyłapywałem się na ukradkowych spojrzeniach w stronę Hermiony.Ale cóż miałem poradzić.Była piękna i mądra...Gdybym tylko mógł ją mieć...
Pewnego dnia, dokładnie 24 listopada razem z Georgem i Lee udałem się na śniadanie.Zobaczyłem ją.Hermiona siedziała obok mojego braciszka Rona.Wcisnąłem się
między nich i zacząłem jeść mojego naleśnika.
-Fred, czy coś się stało?-spytała szatynka.
-Nie.-odpowiedziałem.Nie wiem czemu o to zapytała.Nagle usłyszałem brzęk widelca uderzającego
o posadzkę.Osoba, która zrzuciła sztućca siedziała tuż obok mnie.Była to Hermiona.Zerwała się z ławki
i pobiegła gdzieś.Ja rzuciłem się za nią.Wreszcie zatrzymaliśmy się w naszym pokoju wspólnym.
Szatynka jednak pobiegła do dormitorium.Nie wiele myśląc pobiegłem za nią...
[Perspektywa Hermiony]
Kiedy tak leżałam usłyszałam jak ktoś puka do drzwi.
-Proszę.-wychrypiałam.
Był to Fred.
-Co się stało Hermiono?-spytał.
-Ja...nic.A z resztą... Eric ze mną zerwał.-powiedziałam przez łzy.
-Ojeju...przykro mi.-powiedział rudzielec i mocno mnie przytulił.
-Dziękuje Fred.Dziękuję, że jesteś.-powiedziałam i wtuliłam się w niego jeszcze bardziej.Po chwili spojrzałam na zegarek.Była już 10:00.
-Fred, szybko!Zaraz pierwsze zadanie.-krzyknęłam i pobiegłam do łazienki.
Wzięłam prysznic, przebrałam się i razem z Fredem ruszyłam na błonia...
C.D.N.
Tak wiem, że krótki ale jest. ;)
Zapraszam na mojego drugiego bloga: http://heroskazmuroedsbru.blogspot.com/
Czytajcie! ;D
czwartek, 11 kwietnia 2013
Nagle ktoś zawiązał jej oczy chustką...
-Hermiono nie bój się, poczekaj chwilkę.-usłyszała znajomy głos Harry`ego.Po chwili brunet odwiązał jej chustkę z oczu a ona zobaczyła przed sobą klęczącego z kwiatami Rona.Harry po cichu się wycofał.
-Hermiono Jean Granger.Zostaniesz moją dziewczyną?-spytał rudzielec.Hermiona miała odmówić bo nadal czuła coś do Freda.Ale po chwili zobaczyła w myślach Angelinę i Freda trzymających się za ręce.Od razu zmieniła nastawienie.
-Ta...Tak.-odpowiedziała i po chwili była w ramionach Rona.Pocałował ją w usta.
-Muszę iść do biblioteki.-powiedziała Hermiona i wyszła.
-Ok.-odpowiedział na pożegnanie.
A Hermiona biegła ile sił w nogach.Kiedy dotarła do biblioteki usiadła na fotelu, który stał w kącie.Zaczęła płakać.Łzy same cisnęły się do jej oczu.
"Co ja zrobiłam?Nie kocham go przecież..."-myślała szatynka.Siedziała tak długo i nagle przypomniała sobie o wypracowaniu z eliksirów.Szybko poszukała odpowiedniej książki."Najsilniejsze eliksiry" widniał tytuł na książce, którą wypożyczyła.Szybko wróciła do Pokoju Wspólnego.Stał tam Ron.
-Hermiono, muszę ci coś powiedzieć.-powiedział młody Weasley.
-Taak?-spytała szatynka.
-Myślę, że zbyt się pospieszyliśmy.I...jednak bądźmy przyjaciółmi.-odpowiedział Ron.
-Masz rację.-powiedziała z uśmiechem.Cieszyła się, że nie będzie musiała ukrywać tego, że go nie kocha.
Ale wydawało jej się to trochę dziwne.Zaledwie 4 godz. temu klęczał tu z kwiatami a teraz ją rzucił.No cóż...chyba go do końca nie poznała.Poszła do dormitorium i zaczęła pisać swoje wypracowanie.Miało dokładnie dwie stopy a brzmiało ono tak:
"Eliksir wielosokowy jest jednym z najbardziej skomplikowanych i najtrudniejszych eliksirów, jakie są na świecie. Dzięki niemu człowiek na jedną godzinę zamienia się w inna osobę, której odrobina ciała(włos, paznokieć itp.) jest w jego eliksirze. Jest on również jednym z najniebezpieczniejszych eliksirów, ponieważ działa on tylko na ludzi. Istoty nie w pełni ludzkie nie mogą korzystać z tego eliksiru (np. półolbrzymy, najprawdopodobniej również wilkołaki). Skutki próby zamiany człowieka w zwierzę mogą być bardzo niebezpieczne i trudne do przewidzenia. Nawet najbardziej doświadczeni czarodzieje mają z tym eliksirem drobne kłopoty. Eliksir ten jest bardzo trudny do uwarzenia ze względu na składniki do niego potrzebne.Wygląd eliksiru znany jest dopiero po uwarzeniu go.Wypijając eliksir Wielosokowy osoba może zmienić płeć, rasę i wiek, ale nie gatunek.Składniki eliksiru też coś symbolizują.
Na przykład muchy siatkoskrzydłe miały sugerować przeplatanie się lub łączenie dwóch tożsamości, pijawki symbolizują wysysanie jednej istoty z drugiej, a róg dwurożca - ideę dualizmu.
Składniki eliksiru:
-muchy siatkoskrzydłe - można je kupić za kilkanaście knutów na Pokątnej. Są szybkie i trudne do złapania więc lepiej je kupić.
-ślaz(najlepiej zerwany w czasie pełni księżyca)- występuje w całej Europie i USA oraz południowej Azji.
-rdest ptasi - jest to pospolity chwast. Łatwo go znaleźć przy drogach i na pastwiskach.
-skórka boomslanga - bardzo rzadki składnik. Boomslang jest wężem występującym głównie na południu Afryki i Madagaskarze.
-sproszkowany róg dwurożca-mityczny potwór żywiący się ludzkim mięsem. Najlepiej poszukać w aptece na Pokątnej.
-pijawki- pasożyty, pierścienice, można je znaleźć na terenach podmokłych.
-część osoby w którą się wcielamy (polecam włos)
-woda-H2O."
Choć wydaje się krótki w rzeczywistości ma dwie stopy(ok.60 cm.)Szatynka mogła napisać więcej ale co było dziwne nie chciało jej się.Przebrała się w pidżamę i weszła pod cieplutką kołdrę.Po chwili zasnęła.
Ten miesiąc minął im bardzo szybko.Pewnego dnia dyrektor ogłosił, że niedługo(za tydzień) przyjadą dwie inne szkoły Beauxbatons i Durmstrang.Wszyscy ucieszyli się na tę wiadomość.Mieli okazję poznać nowe osoby.Kiedy Hermiona wracała z obiadu wpadła na jakiegoś Ślizgona.
-Przepraszam.-mruknęła.
-Nie ma za co.Jestem Eric.Eric Williams a ty?-zapytał z uśmiechem.
-Hermiona Granger.-odpowiedziała również uśmiechając się.
-Może dasz się zaprosić na spacer?-spytał brunet.
-Oczywiście chodźmy.-powiedziała Hermiona.Szli rozmawiając.Okazało się, że mają wiele wspólnego.
Usiedli obok jeziora, pod rozłożystym dębem.
-No więc...-zaczął Eric.
-No więc...?-spytała szatynka z uśmiechem.
-Podobaszmisięodtrzeciejklasy.-wyrzucił chłopak.
-Co?-zaśmiała się Hermiona.
-Podobasz mi się od trzeciej klasy.-powiedział brunet.Szatynka poczuła, że się rumieni.
-Miło mi.-powiedziała zarumieniona Gryfonka.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę, że w końcu to powiedziałem.-rzucił Ślizgon i zbliżył swoją twarz do jej.Dzieliły ich milimetry.Pocałował ją a ona oddała pocałunek.Wiedziała, że potrzebuje kogoś bliskiego.Nawet jeśli miał to być Ślizgon.Po chwili oderwali się od siebie i spojrzeli sobie głęboko w oczy.
-To może już chodźmy.Robi się późno.-powiedział Ślizgon i zaprowadził ją pod portret Grubej Damy.Na pożegnanie objął ją ramieniem a ona pocałowała go w policzek.
-Dobranoc.-szepnęła.
Hermiona obudziła się i spojrzała na zegarek.Była 5:00. Pomyślała, że i tak już nie zaśnie więc poszła do łazienki i wzięła długą kąpiel.Wlała do wanny swój ulubiony arbuzowy olejek.Po 30 min. ubrała się wzięła książkę do transmutacji i zeszła do Pokoju Wspólnego.Zastała tam...Rona i Lavender.Spali wtuleni w siebie.Hermiona szybko wróciła do dormitorium.Była wściekła."To dlatego mnie rzucił!"-pomyślała i pogrążyła się w lekturze.Nagle usłyszała stukanie w okno.Otworzyła je i zobaczyła małą sówkę płomykówkę z listem w dziobku.Szatynka wzięła pergamin i nakarmiła sówkę krakersem.Po chwili płomykówka odleciała a Gryfonka przeczytała list.
"Jest jedna osoba,
którą tak kocham.
Brakuje mi jej ciepła
i czułych słów.
Chciałbym być u jej boku...
Lecz nie wiem jak los się potoczy...
Czas pokaże, nikt nie wie jak to się skończy.
F.Ż."
Hermiona przeczytała wiadomość kilka razy.
"Hmm...pewnie to jakaś pomyłka..."-pomyślała.-"Ale nie...To nie może być pomyłka.
Przecież sowie mówi się do kogo ma być wiadomość.Tylko kim jest ten F.Ż.?"-zadawała sobie to pytanie.
Ten miesiąc minął bardzo szybko.Nie dostawała już liścików od nieznajomego. Chodziła z Ericem a Fred z Angeliną.Kiedy wydawało się, że wszystko już jest dobrze zastała ją nie miła niespodzianka...
Postanowiłam iż od teraz będę pisać w aranżacji pierwszoosobowej i perspektyw czyli np.
"*Perspektywa Freda*
Poszedłem na obiad ale nie chciało mi się jeść."
Sorki, że tak dawno nie dodawałam ale wiecie nauka itp. Zapraszam na mojego drugiego bloga:
http://heroskazmuroedsbru.blogspot.com/ jest tam na razie tylko prolog(b.krótki :/)
ale to się zmieni być może jeszcze dziś lub jutro...;3
Dzięki za czytanie i proszę o komentarze.Mam nadzieję, że zerkniecie na początek drugiego bloga ;).
~Natalka
niedziela, 7 kwietnia 2013
VIII.Turniej Trójmagiczny
Gdyż za bardzo zajęłam się dziewczynami cofniemy się do czasu kiedy kompania z Nory :P była jeszcze w przedziale.
VIII
W końcu wracali do Hogwartu.Do ich drugiego domu.W jednym z przedziałów pociągu Londyn-Hogwart siedziała grupka przyjaciół.Ron z Harrym grali w szachy.Ginny żywo rozmawiała o czymś z Fredem i Georgem a Hermiona siedziała wpatrzona w okno.Myślała o wakacjach."Były cudowne.Zbliżyłam się do Freda, staliśmy się serdecznymi przyjaciółmi.Poznałam też trochę bardziej Georga." Zapomniała już o incydencie z Ronem.Była szczęśliwa.
"Tylko co mogły oznaczać słowa pani Weasley.Jaka niespodzianka?"-zastanawiała się szatynka.Nagle z rozmyślań wyrwał ją głos Rona, który skończył już grać w szachy z Harrym.
-Gramy w eksplodującego durnia?-spytał.Wszyscy się zgodzili.Po trzech rozdaniach zakończyli grę.W każdym z trzech przegrał Ron, który teraz był cały w zielonej mazi.Podczas gdy rudzielec oczyszczał się reszta przyjaciół prowadziła ożywioną rozmowę o tym, kto będzie nowym nauczycielem Obrony przed czarną magią.
-Mam nadzieję, że to nie będzie facet z Voldemortem z tyłu głowy, psychol zapatrzony w siebie ani wilkołak.-powiedział Harry.Wszyscy wybuchnęli głośnym śmiechem.
-Lupin...To był dopiero nauczyciel...-powiedział po chwili Fred.
-O tak...-westchnął Harry.
I tak mijał im czas.W końcu dojechali.Wsiedli do powozu i w milczeniu dotarli do Hogwartu.Wielka Sala wyglądała pięknie i magicznie, jak zwykle.Na sklepieniu widać było pierwsze gwiazdy.
Hermiona zajęła miejsce przy stole Gryfonów między Georgem a Harrym.Najpierw był przydział nowych uczniów.Tiara rozpoczęła swoją pieśń:
"Czymże są magia i czarnoksięstwo,
Gdy cnót nie poprze ich koalicja?
Jeśli nie wesprą ich praca, męstwo,
Bystrość, ambicja?
Kiedy u naszej szkoły zarania
Czworo ją magów na błoniu stawia,
Każde ku innej cnocie się skłania,
Inną wysławia.
Śliczna Hufflepuff wytrwałość chwali
I pracę ciężką szanuje wielce;
Dzielny Gryffindor – nerwy ze stali
I mężne serce;
Zmyślna Ravenclaw sławi intelekt,
Umysł otwarty, w zagadkach biegłość;
Chytry Slytherin ceni fortele,
Spryt i przebiegłość.
Jeśli spytacie, kto, moi mili,
Miał rację z czworga założycieli,
To ja odpowiedź dam wam w tej chwili,
Że wszyscy mieli.
Więc nim do domów wnet was przydzielę,
Które mi wskażą wasze zdolności,
Tę wam wskazówkę dać się ośmielę:
Siła w jedności!
A gdy nadejdzie godzina próby,
Niech każdy wspomni na Hogwart luby
Wiedząc, że swary wiodą do zguby,
Jedność do chluby!"
Po piosence tiary, McGonagall zaczęła wywoływać uczniów.
-Pucey Anna!-zawołała profesorka.Dziewczynka drżącym krokiem podeszła i usiadła na stołku.
-Hufflepuff!-krzyknęła tiara.
Kiedy jakaś osoba została przydzielona, przy którymś ze stołów wybuchał aplauz.
Po kilkunastu innych osobach jakaś wysoka jak na pierwszy rok dziewczyna dostała przydział.Nazywała się Rose Evans i trafiła do Gryffindoru.
"Czy to jakaś rodzina Harry`ego?"-pomyślała Hermiona.Rose zajęła miejsce między Ronem a Harrym.
-Cześć.Jestem Rose.-przedstawiła się nowa Gryfonka.
-Jestem Ron.-powiedział rudy.
-A ja Harry.-powiedział bliznowaty.
Po Rose przydział dostała Stephanie Miller.Trafiła do Ravenclawu.Jeszcze kilka osób dostało przydział i głos zabrał Dumbledore.
-Kolejny rok...Chciałbym powitać serdecznie nowo przyjętych uczniów a szczególnie Stephanie Miller i Rose Evans.Stephanie będzie uczęszczać do trzeciej klasy a Rose do czwartej.Pewnie jesteście głodni, więc jedzcie!-powiedział dyrektor z uśmiechem i na stołach pojawiły się różnorodne potrawy:indyki,kaczki, paszteciki dyniowe, kurczaki, ryby, soki itp.
"Dziwne...Dlaczego nie przedstawił nowego nauczyciela od OPCM?"-zastanawiała się szatynka.
-Cześć Rose, jestem Hermiona.-powiedziała dziewczyna uświadamiając sobie, że jeszcze się nie przedstawiła.
-Cześć.-opowiedziała nowa Gryfonka.
-Eee...Chciałam zapytać, czy ty znasz Harry`ego?Jesteś jego kuzynką lub...jakąś rodziną?-spytała po chwili Hermiona.
-Nie, dopiero się poznaliśmy.Dlaczego pytasz?-spytała Rose.
-Mama Harry`ego miała takie samo nazwisko jak ty.
-Och...-powiedziała nowa i zaczęła przeżuwać swojego kotleta.Hermiona zjadła swoje udko z kurczaka i napiła się soku dyniowego.Kiedy odstawiła szklankę potrawy znikły i pojawiły się desery.Szatynka poczęstowała się czekoladową babeczką.Po posiłku razem z Harrym, Ronem i Fredem poszła do pokoju wspólnego.Cała czwórka rozłożyła się na sofie.Fred zapatrzył się w wielkie, czekoladowe oczy Hermiony."Czy to możliwe, żebym coś do niej czuł?No tak przyjaźń, nic więcej.W końcu jutro spotykam się z Angeliną."-pomyślał i uśmiechnął się na myśl o brązowoskórej dziewczynie. Z rozmyślań wyciągnęły go śmiechy.Spojrzał więc na źródło.W pokoju stał George.Miał czerwoną skórę i niebieskie włosy.Fred zaczął płakać ze śmiechu, podobnie jak jego towarzysze.
-No co?Coś nie tak?-spytał George.Tym pytaniem wywołał jeszcze większą salwę śmiechu.
-Spó...Spójrz na siebie!-krzyknął Lee Jordan.
-Chwila...te cukierki...To twoja sprawka!-krzyknął George wskazując na na Rose.
-Za godzinę zniknie.-powiedziała szatynka i ze śmiechem pobiegła do dormitorium.
Po chwili poszedł i George.Zaraz po nim rozeszli się poostali.
-Stary, to ta Rose ci zrobiła?-spytał Fred ze śmiechem, kiedy zastał swojego brata nadal czerwono-niebieskiego.
-Taaak.-burknął George.
-Ale jak?-spytała jego kopia.
-No bo wiesz...Wracałem z kolacji i zobaczyłem ją pod portretem Grubej Damy.Stała tam i nie mogła wejść do naszej wieży bo nie znała hasła.Kiedy podeszłem do niej spytałem czy nie zna hasła.
Powiedziała, że nie i spytała kim jest Malfoy.Odpowiedziałem, że to Draco Malfoy i żeby się z nim lepiej nie zadawała bo jest wredny.Arystokrata jeden!A ona mimo mojego zdziwienia podeszła do niego i przedstawiła się.Podała mu rękę a on ją uścisnął.Był to błąd bo Rose nakleiła sobie elektryczną naklejkę na dłoń.Tym sposobem poraziła Malfoya.Szkoda, że nie widziałeś jego miny.
Potem podeszła do mnie i poczęstowała mnie cukierkiem, który najprawdopodobniej zmienił mi kolor włosów i skóry.-powiedział George.
-To niezłe z niej ziółko.-powiedział Fred.-A ty dałeś się tak nabrać...
-Też byś się dał.To przecież były tylko cukierki.Ale za to jakie pyszne.-powiedział George z uśmiechem.
-Nie zastanawia was to, że nie przedstawili nowego nauczyciela OPCM?-spytał Fred zwracając się teraz też do Lee.
-No właśnie.Może nikt się nie zgłosił...-powiedział Lee.
-Może...-zgodził się George.-W każdym razie ja idę już spać.Dobranoc.
-Dobranoc.-odpowiedzieli mu i po chwili zasnęli.
***
Hermiona obudziła się dosyć wcześnie.Była 7:00.Ubrała się, zrobiła delikatny makijaż a włosy uczesała w roztrzepany kok.Gdyż została jej jeszcze godzina do śniadania postanowiła poczytać książkę.Wzięła swoją ulubioną-Romeo i Julia i pogrążyła się w lekturze.Po trzydziestu minutach szatynka postanowiła obudzić Parvati i Lavender.
-Dziewczyny, wstawajcie!-krzyknęła szturchając je lekko.
-Jeszcze godzinkę...-powiedziała sennie Parvati.
-Za pół godziny śniadanie.-powiedziała Hermiona.
-Co?!Pół godziny, nie zdążymy!-krzyknęła Lavender z paniką i pobiegła do łazienki.
Hermiona poszła do pokoju wspólnego.Zastała tam Harry`ego i Rona.
-O, jesteś Mionka.To co idziemy?-spytał Harry.
-Tak, chodźmy.-odpowiedziała.
Kiedy weszli do wielkiej sali szatynka zobaczyła rudą czuprynę Freda.Na jego kolanach siedziała Angelina.
Hermiona nawet nie wiedziała dlaczego poczuła ukłucie w sercu i smutek.Kiedy zasiadła do stołu nie chciała nic jeść.Grzebała tylko widelcem w swojej jajecznicy.Nagle potrawy znikły i głos zabrał dyrektor.
-Moi drodzy.W tym roku nie będzie rozgrywek quidditcha(po całej sali rozeszły się pomruki nie zadowolenia) z powodu pewnego ważnego wydarzenia...-zaczął Dumbledore, ale nie dokończył wypowiedzi bo drzwi od Wielkiej Sali otworzyły się z hukiem.Przez wielką salę zaczęła iść jakaś postać.Wszyscy się na nią przyglądali.Był to mężczyzna o drewnianej nodze.Na jego twarzy widniały liczne blizny.Jedno oko miał normalne a drugie wirowało po całej sali jak szalone.Kiedy mężczyzna podszedł od Dumbledore`a szepnął mu coś na ucho i zajął miejsce przy stole nauczycielskim.
-A więc witamy nowego nauczyciela Obrony przed czarną magią.Alastora Moddy`ego!-powiedział dyrektor.
Rozległy się ciche oklaski.
-Jak mówiłem, w tym roku nie będzie rozgrywek quidditcha.Odbędzie się bowiem Turniej Trójmagiczny.
Weźmie w nim udział trzech reprezentantów z różnych szkół.Beauxbatons, Durmstrangu i Hogwartu(Wielka sala wypełniła się oklaskami i gwizdami). Czara ognia wybierze reprezentantów szkół.Zmierzą się oni z trzema zadaniami.Uczestniczy muszą mieć jednak ukończone siedemnaście lat. Zawody potrwają od października do końca roku szkolnego.-powiedział Dumbledore.
-Ej to nie fair!-krzyczeli bliźniacy.Wielka sala wypełniła się pomrukami niezadowolenia.
-Możecie iść już na lekcje.Zaczynają się za 15 min.!-krzyknął jeszcze dyrektor.
Hermiona miała teraz eliksiry ze ślizgonami. Snape nie omieszkał odjąć im punktów za "przepychanie się".
Po lekcji zadał im wypracowanie na dwie stopy na temat Eliksiru Wielosokowego.Transmutacja mięła im bardzo szybko ale niestety inaczej było z Historią Magii.Hermiona nie robiła dziś nawet notatek była pogrążona w smutku.Nie wiedziała dlaczego ale widok Angeliny i Fred sprawiał jej ból."Ale przecież my jesteśmy tylko przyjaciółmi..."-pomyślała Hermiona i zasnęła.Obudził ją dzwonek na krótką przerwę.Szatynka szybko spakowała swoje rzeczy i razem z Ronem i Harrym poszli na zaklęcia ze starszymi Gryfonami.Niestety Angelina i Fred też tu byli.Trzymali się za ręce.Hermiona wybrała miejsce jak najdalej od nich.Starała się nie myśleć o tej parze.Ważniejsza przecież była lekcja.Po lekcjach razem z przyjaciółmi udała się do Pokoju Wspólnego.Dziwne ale nikogo tam nie zastali.Nagle ktoś zawiązał jej oczy chustką...
I jest...8 rozdział ;)
sobota, 6 kwietnia 2013
VII.Nowy przyjaciel.
VII
Rose obudziła się w dormitorium, które dzieliła z młodszą Romildą Vane i Natalią McDonald.Spojrzała na zegarek.Była 8:00.Dziewczyna postanowiła obudzić koleżanki, które wczoraj zdążyła poznać.
-Romilda, Natalia!Wstawajcie!-krzyknęła szturchając je lekko.
-Eee...która godzina?-spytała Romilda.
-8:00.-odpowiedziała szatynka.
-Dobra wstajemy.-powiedziała Natalia ziewając.Rose poszła do łazienki, wzięła prysznic, nałożyła jasne rurki i białą koszulkę oraz zrobiła delikatny makijaż.Kiedy była gotowa zeszła do pokoju wspólnego.Zastała tam Hermionę, Rona i Harry`ego.
-Cześć.-powiedziała Rose.
-Cześć, czekaliśmy na ciebie.Chodźmy na śniadanie.-powiedziała Hermiona.
-Ok.-powiedziała szatynka i poszli.Wszystkie głowy były zwrócone w ich stronę, a raczej w stronę Rose.Gapiła się na nią szczególnie ta męska część osób.Nowa gryfonka poczuła się nieswojo.Usiadła między Ronem a Hermioną.Nałożyła sobie naleśnika z jagodami i zaczęła powoli jeść.Kiedy wszyscy spożyli posiłek podeszła do nich profesor McGonagall.
-Jest naszą opiekunką.-szepnęła Hermiona do ucha Rose.Nową ucieszyła ta wiadomość.Minerva wydawała się miła.Nauczycielka rozdała im plany zajęć na jutro.Dzisiaj nie mieli lekcji.Rose spojrzała na swój plan.
Poniedziałek:
1.Zaklęcia z Krukonami.
2.Transmutacja z Gryfonami z szóstego roku.
3.Eliksiry ze Ślizgonami.
4.Obrona przed czarną magią.
5.Zielarstwo z Puchonami.
Wtorek:
1.Eliksiry ze Ślizgonami.
2.Transmutacja z Puchonami.
3.Historia magii.
4.Zaklęcia z Gryfonami z szóstego roku.
5.Zielarstwo z Puchonami.
Środa:
1.Obrona przed czarną magią.
2.Numerologia z Puchonami.
3.Astronomia z Puchonami.
4.Eliksiry ze Ślizgonami.
5.Historia magii.
Czwartek:
1.Eliksiry z Puchonami.
2.Astronomia ze Ślizgonami.
3.Zaklęcia z Krukonami.
4.Transmutacja z Gryfonami z szóstego roku.
Piątek:
1.Zaklęcia z Puchonami.
2.Numerologia z Krukonami.
3.Obrona przed czarną magią.
4.Transmutacja z Puchonami.
-No nie, jutro eliksiry i...pojutrze też i popojutrze i...-westchnął Ron z żalem.
Po śniadaniu wszyscy rozeszli się do pokoju wspólnego.Rose szła zamyślona.Nagle uderzyła o coś twardego.Spojrzała w górę.Zderzyła się z jakimś Krukonem.Był wysoki.Miał krótkie, brązowe włosy, niebieskie oczy i roześmianą twarz.
-Przepraszam.-powiedziała szatynka.
-Eh...nic się nie stało.Jestem Matt.Matt Bell* a ty pewnie Rose?-spytał z uśmiechem.
-Tak, Rose Evans.-odpowiedziała dziewczyna.
-Przejdziemy się?-spytał Matt.
-Chętnie.-odpowiedziała szatynka.I poszli.Wyszli na błonia i usiedli pod drzewem, koło jeziora.
-Jak ci się podoba w Hogwarcie?-spytał po chwili Krukon.
-Jest super.Dużo lepiej niż w Beauxbatons.-powiedziała Rose.
-Nie masz Francuskiego akcentu.-powiedział Matt.
-Wiem, jestem z Anglii.Tylko mieszkałam we Francji.-powiedziała szatynka z uśmiechem.
-Co lubisz robić?-spytał chłopak.
-Różne rzeczy...Najczęściej to z moją koleżanką Stephanie robimy wynalazki.-powiedziała Gryfonka uśmiechając się.
-Stephanie Miller?-spytał Matt.
-Tak, jest w waszym domu.-powiedziała dziewczyna.-A ty co lubisz robić?
-Opracowywać plany, czasem czytać książki ale tylko te ciekawe i rozwiązywać zagadki.-powiedział Matt.
Rozmawiali tak długo, aż nadszedł wieczór.Matt zaprowadził Rose pod pokój wspólny Gryfonów i podziękował za mile spędzony czas.
-Do zobaczenia jutro.-powiedział i przytulił szatynkę, po czym odszedł.Dziewczyna wciąż zarumieniona wróciła do dormitorium, przebrała się w piżamę i położyła się na swoim łóżku rozmyślając o sympatycznym Krukonie.Wiedziała, że to będzie dla niej chłopak idealny.Potrzebują jeszcze tylko trochę czasu...
Z takimi myślami oddała się w ramiona Morfeusza.
***W tym samym czasie***
Stephanie usiadła na kanapie w pokoju wspólnym.Już przyzwyczaiła się do tego, że rzadko widuje Rose i do zalotów chłopaków.Kiedy tak myślała poczuła czyjąś dłoń na ramieniu.
-Cześć, mogę usiąść obok ciebie?-zapytał chłopak o blond włosach i uderzająco przenikliwych zielonych oczach.
-Jasne.-powiedziała Steph. i zrobiła mu miejsce.
-Jestem Steve Morrison.A ty Stephanie o ile się nie mylę?-spytał chłopak.
-Tak.Sephanie Miller.-powiedziała brunetka.-Z którego roku jesteś?-spytała blondyna.
-Z czwartego.-odpowiedział jej.
-Lubisz fasolki wszystkich smaków?-spytał po chwili blondyn.
-Eee...nigdy ich nie jadłam.-powiedziała Stephanie.
-Jak sama nazwa wskazuje są to fasolki o wszystkich smakach.Szpinak, cynamon, trawa, wanilia itd.-wyjaśnił Steve.-Spróbuj.
Stephanie wzięła brązową fasolkę.
-Toffi.-powiedziała z błogością na ustach.
-Teraz ja.-powiedział chłopak biorąc wściekle czerwoną fasolkę.
-Aaaa!Chili, ale pali, ale pali!-krzyczał Steve podskakując i biegając po pokoju wspólnym.
-Łap.-brunetka rzuciła mu wodę, płacząc ze śmiechu.
-Dzięki.-powiedział blondyn, kiedy już się napił.
I tak mijały godziny.Próbowali fasolek rozmawiając i śmiejąc się.
-Dobrze mi się z tobą rozmawia.Zostańmy przyjaciółmi.-powiedział chłopak.
-Oczywiście, już nimi jesteśmy.-powiedziała brunetka uśmiechając się.
-Późno już.Idę spać.Do zobaczenia jutro.-powiedział blondyn.
-Cześć.-powiedziała Stephanie i pocałowała go w policzek.Po chwili też poszła spać.
Kiedy się położyła, pomyślała, że to był cudowny dzień.Zyskała przyjaciela...
Nom, i jak?W następnych rozdziałach będzie już bardziej z perspektywy Hermiony, Rona czy Harry`ego.
Stephanie i Rose będą tylko wspominane.Komentujcie! ;) Rozdział VIII już dziś! :P
*-Steve`a i Matta wymyśliłam sama.
~Natalka
czwartek, 4 kwietnia 2013
"Czyżbyś zapomniała hasła?"
Nowy post, nowe pomysły. ~Clar pisala ze nie podobają jej się Steph. i Rose...A wy co myslicie?
Bo jak coś, to je usunę ale na razie będę kontynuować z nimi. ;3
VII
[Kompania z Nory :P]
Już mknęli pociągiem.Mijali lasy, pola, łąki...Hermiona zastanawiała się nad słowami pani Weasley, które wypowiedziała na peronie 9 3/4 "W tym roku w Hogwarcie będzie niespodzianka.Poznacie kogoś i nie tylko..."-"Co to mogło oznaczać?"-myślała gryfonka.Nagle z zamyślenia wyrwał ją głos Rona:
-To co, gramy w Eksplodującego Durnia?-spytał.Wszyscy się zgodzili i grali a czas leciał...
[Stephanie i Rose]
Kiedy Carlos przywiózł je na peron pożegnał się z nimi i odjechał.Jednak o czymś zapomniał.
"Jak dostać się na peron 9 i 3/4?"-myślały dziewczyny.Nagle zobaczyły jak na murek na przeciwko ich biegną
jacyś chłopcy z wózkami.
"Co oni robią, zderzą się!"-myślała Stephanie, jednak myliła się.Kiedy tylko chłopcy podbiegli do murku...Zniknęli.
-Chyba my też musimy tak zrobić Steph.-powiedziała Rose.
-Ale...-zaczęła Stephanie z nutą strachu.
-Raz kozie śmierć.-powiedziała szatynka i złapała Stephanie za rękę.Razem ruszyły na murek, były już bardzo blisko niego i nagle wylądowały na peronie...9 i 3/4.Ucieszyły się i ruszyły do pociągu.Od razu znalazły wolny przedział, do którego ruszyły.
Było im całkiem fajnie.Mijały lasy, pola, łąki, rzeki, wzgórza, pagórki...Było na co patrzeć.Nagle do przedziału wparowała jakaś dziewczyna.Miała duże, niebieskie oczy i długie blond włosy.
-Cześć, jestem Luna Lovegood.-przedstawiła się im.
-Cześć, ja jestem Stephanie a to jest Rose.-powiedziała Steph.
-Pewnie jesteście nowe...Uważajcie na gnębiwtryski.-powiedziała Luna
-Gnębi...Co?-spytała Rose.
- Gnębiwtryski.One są niewidzialne, wlatują przez uszy i mieszają ci w mózgu.Zdawało mi się, że poczułam jak jakiś lata po przedziale.-wyjaśniła blondynka.
-Aha...Z jakiego jesteś domu?-spytała Stephanie.
-Ravenclaw-powiedziała Luna wskazując na naszywkę na swojej szacie.-Możecie się już ubierać w szaty.Muszę już iść.-powiedziała i wyszła z przedziału.Dziewczyny posłusznie nałożyły szaty.
-Są wygodniejsze, niż te z Beauxbatons - zauważyła Rose.
-Dużo wygodniejsze.-dopowiedziała Steph.
Minęło pół godziny i pociąg stanął.Dziewczyny zobaczyły piękny zamek.Hogwart.Wszyscy zaczęli wychodzić a więc one też się ruszyły.Po chwili wszyscy stali na ziemi.
-Pirszoroczni tutaj!Pirszoroczni tutaj!-krzyczał jakiś głos.Dziewczyny spojrzały na źródło dźwięku.Był to olbrzymi człowiek.Na początku się przestraszyły ale zobaczyły sympatyczną twarz olbrzyma.
-Dziewczyny wy na powozy!-krzyknął olbrzym i podprowadził je do powozów, które-jak sądziła Rose-były powożone przez straszne konie.Tak naprawdę widział je tylko ten, który widział czyjąś śmierć.Rose była przy śmierci dziadka.Chorował na raka.Zmarł z powodu choroby.
-O Luna, jedźmy z nią.-powiedziała Steph. i dosiadły się do powozu dziewczyny.
-Cześć.-przywitała je Luna.-Wy nie jesteście z pierwszego roku?
-Nie, ja jestem na czwartym a Stephanie jest na trzecim.Zmieniłyśmy szkołę.-powiedziała Rose.
-Ja też jestem na czwartym roku!A w jakiej szkole byłyście?-spytała Luna.
-Beauxbatons.-odpowiedziała Stephanie.
-Oh, ale nie macie francuskiego akcentu.-zdziwiła się blondynka.
-Jesteśmy z Anglii.Tylko tam mieszkałyśmy.-powiedziała Rose z uśmiechem.
-Luna, co to za stworzenia?-spytała szatynka.
-Ale przecież te powozy jadą same.Nie ma tu żadnych stworzeń.-powiedziała brunetka.
-To Testrale.Widzi je tylko ten, który widział czyjąś śmierć.-powiedziała Luna.I zakończyły rozmowę. Nagle powozy zatrzymały się.Stanęli przed zamkiem.Nieśmiało do niego weszły z Luną u boku.
-Poczekajcie tu na McGonagall.-szepnęła Luna i poszła dalej.Dziewczyny czekały razem z grupką pierwszoroczniaków. Po chwili zjawiła się oczekiwana czarownica.
-Kochani, witajcie w zamku Hogwart.Są tu cztery domy.Gryffindor- jego cechami są sprawiedliwość, odwaga i męstwo,
Ravenclaw- Tu liczy się mądrość, kreatywność i bystrość, Hufflepuff- Charakteryzuje się lojalnością, wiernością i pracowitością a w Slytherinie ceniony jest spryt, ambicja i czysta krew.Dzisiaj dostaniecie przydział i dostaniecie się do któregoś z czterech domów.Kiedy wywołam wasze nazwisko, usiądziecie na stołku i założycie sobie tiarę.Kiedy traficie do któregoś z domów usiądźcie do jego stołu.Aha i jeszcze coś.
Stephanie i Rose, wy dostaniecie przydział jak pierwszoroczni ale będziecie chodzić na swój rok, czyli trzeci i czwarty.-powiedziała Minerva McGonagall.Najpierw tiara zaczęła śpiewać piosenkę:
"Czymże są magia i czarnoksięstwo,
Gdy cnót nie poprze ich koalicja?
Jeśli nie wesprą ich praca, męstwo,
Bystrość, ambicja?
Kiedy u naszej szkoły zarania
Czworo ją magów na błoniu stawia,
Każde ku innej cnocie się skłania,
Inną wysławia.
Śliczna Hufflepuff wytrwałość chwali
I pracę ciężką szanuje wielce;
Dzielny Gryffindor – nerwy ze stali
I mężne serce;
Zmyślna Ravenclaw sławi intelekt,
Umysł otwarty, w zagadkach biegłość;
Chytry Slytherin ceni fortele,
Spryt i przebiegłość.
Jeśli spytacie, kto, moi mili,
Miał rację z czworga założycieli,
To ja odpowiedź dam wam w tej chwili,
Że wszyscy mieli.
Więc nim do domów wnet was przydzielę,
Które mi wskażą wasze zdolności,
Tę wam wskazówkę dać się ośmielę:
Siła w jedności!
A gdy nadejdzie godzina próby,
Niech każdy wspomni na Hogwart luby
Wiedząc, że swary wiodą do zguby,
Jedność do chluby!"
Po piosence opiekunka gryffindoru- Minerva McGonagall po kolei wywoływała przestraszonych uczniów.
-Pucey Anna!-zawołała profesorka.
-Hufflepuff!-krzyknęła tiara.I tak mijał czas a przyjaciółki nadal bez przydziału czekały.
-Evans Rose!-zawołała Minerva.Szatynka podeszła nie pewnie serce kołatało jej głośno."Gryffindor, gryffindor"-myślała.
-Gryffindor!-krzyknęła tiara.Rozległy się oklaski a Rose zajęła miejsce między jakimś brunetem a rudzielcem.
-Cześć jestem Rose-powiedziała nie śmiało.
-Ja jestem Ron.-powiedział rudzielec.
-A ja Harry.-powiedział brunet.
-Miller Stephanie!-krzyknęła zastępca dyrektora.
-Ravenclaw!-krzyknęła tiara a dziewczyna dołączyła do stołu Krukonów.
"No nie, jesteśmy w różnych domach!"-pomyślała gryfonka.Jeszcze kilka osób dostało przydział i głos zabrał dyrektor.
-Kolejny rok...Chciałbym powitać serdecznie nowo przyjętych uczniów a szczególnie Stephanie Miller i Rose Evans.Stephanie będzie uczęszczać do trzeciej klasy a Rose do czwartej.Pewnie jesteście głodni, więc jedzcie!-powiedział dyrektor z uśmiechem i na stołach pojawiły się różnorodne potrawy:indyki,kaczki, paszteciki dyniowe, kurczaki, ryby, soki itp.
-Szemu nie jesz?Jecz!-powiedział Ron.
-Co?-spytała Rose.
-Powiedział "Czemu nie jesz?Jedz."-przetłumaczył Harry.
-Aaa...dzięki.-powiedziała szatynka i nałożyła sobie kotleta schabowego, ziemniaki i nalała soku dyniowego.
-Cześć Rose, jestem Hermiona Granger.-powiedziała dziewczyna, która siedziała obok Harry`ego.
-Cześć Hermiono.-powiedziała Rose.
-Eee...chciałam spytać, Czy ty znasz Harry`ego?Jesteś jego kuzynką, lub jakąś rodziną?-spytała gryfonka.
-Nie, dopiero się poznaliśmy ale czemu pytasz?-spytała Rose.
-Masz takie same nazwisko jak miała mama Harry`ego.
-Och...-powiedziała szatynka.Kiedy skończyła jeść talerze i posiłki znikły i pojawiły się nowe.Tym razem desery:ciasta, ciastka, cukierki, budynie, owoce, czekoladowe żaby itp.Rose poczęstowała się waniliowym budyniem.Po posiłku postanowiła poszukać swojej przyjaciółki.Nie mogła jej znaleźć więc poszła do pokoju wspólnego, który wcześniej wskazał jej prefekt.Podeszła do drzwi lecz nie chciały się otworzyć.
-Hasło?-spytała Gruba Dama.
-Eee...nie znam.-powiedziała Rose.
-To niestety nie mogę cię wpuścić.-powiedziała stanowczo strażniczka pokoju wspólnego Gryfonów.Rose nie wiedziała co robić ale usłyszała kroki.Postanowiła zrobić kawał osobie, którą spotka.Wyjęła z torby cukierki zmieniające kolor włosów i skóry.Podszedł do niej jakiś rudzielec.
-Czyżbyś zapomniała hasła?-spytał ją.
-Eee...no tak jakby.- powiedziała.-Kto to?-spytała wskazując na blondyna stojącego przy jednym z okien.
-To Draco.Draco Malfoy. Jest ze Slytherinu. Lepiej się z nim nie zadawaj.Jest wredny.-powiedział rudy.
-Poczekaj tu chwilę-powiedziała Rose i sięgnęła do kieszeni.Przykleiła sobie do dłoni naklejkę, która raziła prądem.Podeszła do blondyna.Rudzielec patrzył na nią z zaciekaweniem.
-Cześć jestem Rose a ty?-spytała szatynka Ślizgona.
-Draco Malfoy.-powiedział Ślizgon i podał jej dłoń.Ona to wykorzystała i swoją nalepką poraziła Dracona prądem.
-Ej, to bolało.-krzyknął.A ona pobiegła do rudzielca, który tarzał się ze śmiechu.
-Musiałam wypróbować te naklejki.Zrobiłam je z moją przyjaciółką Stephanie.-powiedziała szatynka.
-To było super!Jestem George a ty pewnie Rose?-spytał ją George.
-Tak, chcesz cukierka?- spytała szatynka podsuwając mu paczkę pod nos.
-Jasne.- powiedział .-Cytrynowy sorbet.-wypowiedział hasło i weszli do pokoju wspólnego, gdzie było jeszcze dużo osób.Na raz wszyscy zaczęli się śmiać.
-No co?Coś nie tak?-spytał zdziwiony George.
-Spójrz na siebie!-powiedział chłopak o imieniu Lee.A wtedy George zrozumiał co było powodem ich śmiechu.Jego skóra była czerwona a włosy były niebieskie.
-Chwila, te cukierki...To twoja sprawka!-krzyknął rudzielec wskazując na Rose.Ta zaśmiała się tylko i powiedziała:Za godzinę minie! Po czym poszła do dormitorium dziewczyn.
Krótki, ale jest.Teraz piszcie mi w komentarzu czy zosatwić Rose i Steph. czy wyrzucić je z opowiadania...~Natalka ;3
Bo jak coś, to je usunę ale na razie będę kontynuować z nimi. ;3
VII
[Kompania z Nory :P]
Już mknęli pociągiem.Mijali lasy, pola, łąki...Hermiona zastanawiała się nad słowami pani Weasley, które wypowiedziała na peronie 9 3/4 "W tym roku w Hogwarcie będzie niespodzianka.Poznacie kogoś i nie tylko..."-"Co to mogło oznaczać?"-myślała gryfonka.Nagle z zamyślenia wyrwał ją głos Rona:
-To co, gramy w Eksplodującego Durnia?-spytał.Wszyscy się zgodzili i grali a czas leciał...
[Stephanie i Rose]
Kiedy Carlos przywiózł je na peron pożegnał się z nimi i odjechał.Jednak o czymś zapomniał.
"Jak dostać się na peron 9 i 3/4?"-myślały dziewczyny.Nagle zobaczyły jak na murek na przeciwko ich biegną
jacyś chłopcy z wózkami.
"Co oni robią, zderzą się!"-myślała Stephanie, jednak myliła się.Kiedy tylko chłopcy podbiegli do murku...Zniknęli.
-Chyba my też musimy tak zrobić Steph.-powiedziała Rose.
-Ale...-zaczęła Stephanie z nutą strachu.
-Raz kozie śmierć.-powiedziała szatynka i złapała Stephanie za rękę.Razem ruszyły na murek, były już bardzo blisko niego i nagle wylądowały na peronie...9 i 3/4.Ucieszyły się i ruszyły do pociągu.Od razu znalazły wolny przedział, do którego ruszyły.
Było im całkiem fajnie.Mijały lasy, pola, łąki, rzeki, wzgórza, pagórki...Było na co patrzeć.Nagle do przedziału wparowała jakaś dziewczyna.Miała duże, niebieskie oczy i długie blond włosy.
-Cześć, jestem Luna Lovegood.-przedstawiła się im.
-Cześć, ja jestem Stephanie a to jest Rose.-powiedziała Steph.
-Pewnie jesteście nowe...Uważajcie na gnębiwtryski.-powiedziała Luna
-Gnębi...Co?-spytała Rose.
- Gnębiwtryski.One są niewidzialne, wlatują przez uszy i mieszają ci w mózgu.Zdawało mi się, że poczułam jak jakiś lata po przedziale.-wyjaśniła blondynka.
-Aha...Z jakiego jesteś domu?-spytała Stephanie.
-Ravenclaw-powiedziała Luna wskazując na naszywkę na swojej szacie.-Możecie się już ubierać w szaty.Muszę już iść.-powiedziała i wyszła z przedziału.Dziewczyny posłusznie nałożyły szaty.
-Są wygodniejsze, niż te z Beauxbatons - zauważyła Rose.
-Dużo wygodniejsze.-dopowiedziała Steph.
Minęło pół godziny i pociąg stanął.Dziewczyny zobaczyły piękny zamek.Hogwart.Wszyscy zaczęli wychodzić a więc one też się ruszyły.Po chwili wszyscy stali na ziemi.
-Pirszoroczni tutaj!Pirszoroczni tutaj!-krzyczał jakiś głos.Dziewczyny spojrzały na źródło dźwięku.Był to olbrzymi człowiek.Na początku się przestraszyły ale zobaczyły sympatyczną twarz olbrzyma.
-Dziewczyny wy na powozy!-krzyknął olbrzym i podprowadził je do powozów, które-jak sądziła Rose-były powożone przez straszne konie.Tak naprawdę widział je tylko ten, który widział czyjąś śmierć.Rose była przy śmierci dziadka.Chorował na raka.Zmarł z powodu choroby.
-O Luna, jedźmy z nią.-powiedziała Steph. i dosiadły się do powozu dziewczyny.
-Cześć.-przywitała je Luna.-Wy nie jesteście z pierwszego roku?
-Nie, ja jestem na czwartym a Stephanie jest na trzecim.Zmieniłyśmy szkołę.-powiedziała Rose.
-Ja też jestem na czwartym roku!A w jakiej szkole byłyście?-spytała Luna.
-Beauxbatons.-odpowiedziała Stephanie.
-Oh, ale nie macie francuskiego akcentu.-zdziwiła się blondynka.
-Jesteśmy z Anglii.Tylko tam mieszkałyśmy.-powiedziała Rose z uśmiechem.
-Luna, co to za stworzenia?-spytała szatynka.
-Ale przecież te powozy jadą same.Nie ma tu żadnych stworzeń.-powiedziała brunetka.
-To Testrale.Widzi je tylko ten, który widział czyjąś śmierć.-powiedziała Luna.I zakończyły rozmowę. Nagle powozy zatrzymały się.Stanęli przed zamkiem.Nieśmiało do niego weszły z Luną u boku.
-Poczekajcie tu na McGonagall.-szepnęła Luna i poszła dalej.Dziewczyny czekały razem z grupką pierwszoroczniaków. Po chwili zjawiła się oczekiwana czarownica.
-Kochani, witajcie w zamku Hogwart.Są tu cztery domy.Gryffindor- jego cechami są sprawiedliwość, odwaga i męstwo,
Ravenclaw- Tu liczy się mądrość, kreatywność i bystrość, Hufflepuff- Charakteryzuje się lojalnością, wiernością i pracowitością a w Slytherinie ceniony jest spryt, ambicja i czysta krew.Dzisiaj dostaniecie przydział i dostaniecie się do któregoś z czterech domów.Kiedy wywołam wasze nazwisko, usiądziecie na stołku i założycie sobie tiarę.Kiedy traficie do któregoś z domów usiądźcie do jego stołu.Aha i jeszcze coś.
Stephanie i Rose, wy dostaniecie przydział jak pierwszoroczni ale będziecie chodzić na swój rok, czyli trzeci i czwarty.-powiedziała Minerva McGonagall.Najpierw tiara zaczęła śpiewać piosenkę:
"Czymże są magia i czarnoksięstwo,
Gdy cnót nie poprze ich koalicja?
Jeśli nie wesprą ich praca, męstwo,
Bystrość, ambicja?
Kiedy u naszej szkoły zarania
Czworo ją magów na błoniu stawia,
Każde ku innej cnocie się skłania,
Inną wysławia.
Śliczna Hufflepuff wytrwałość chwali
I pracę ciężką szanuje wielce;
Dzielny Gryffindor – nerwy ze stali
I mężne serce;
Zmyślna Ravenclaw sławi intelekt,
Umysł otwarty, w zagadkach biegłość;
Chytry Slytherin ceni fortele,
Spryt i przebiegłość.
Jeśli spytacie, kto, moi mili,
Miał rację z czworga założycieli,
To ja odpowiedź dam wam w tej chwili,
Że wszyscy mieli.
Więc nim do domów wnet was przydzielę,
Które mi wskażą wasze zdolności,
Tę wam wskazówkę dać się ośmielę:
Siła w jedności!
A gdy nadejdzie godzina próby,
Niech każdy wspomni na Hogwart luby
Wiedząc, że swary wiodą do zguby,
Jedność do chluby!"
Po piosence opiekunka gryffindoru- Minerva McGonagall po kolei wywoływała przestraszonych uczniów.
-Pucey Anna!-zawołała profesorka.
-Hufflepuff!-krzyknęła tiara.I tak mijał czas a przyjaciółki nadal bez przydziału czekały.
-Evans Rose!-zawołała Minerva.Szatynka podeszła nie pewnie serce kołatało jej głośno."Gryffindor, gryffindor"-myślała.
-Gryffindor!-krzyknęła tiara.Rozległy się oklaski a Rose zajęła miejsce między jakimś brunetem a rudzielcem.
-Cześć jestem Rose-powiedziała nie śmiało.
-Ja jestem Ron.-powiedział rudzielec.
-A ja Harry.-powiedział brunet.
-Miller Stephanie!-krzyknęła zastępca dyrektora.
-Ravenclaw!-krzyknęła tiara a dziewczyna dołączyła do stołu Krukonów.
"No nie, jesteśmy w różnych domach!"-pomyślała gryfonka.Jeszcze kilka osób dostało przydział i głos zabrał dyrektor.
-Kolejny rok...Chciałbym powitać serdecznie nowo przyjętych uczniów a szczególnie Stephanie Miller i Rose Evans.Stephanie będzie uczęszczać do trzeciej klasy a Rose do czwartej.Pewnie jesteście głodni, więc jedzcie!-powiedział dyrektor z uśmiechem i na stołach pojawiły się różnorodne potrawy:indyki,kaczki, paszteciki dyniowe, kurczaki, ryby, soki itp.
-Szemu nie jesz?Jecz!-powiedział Ron.
-Co?-spytała Rose.
-Powiedział "Czemu nie jesz?Jedz."-przetłumaczył Harry.
-Aaa...dzięki.-powiedziała szatynka i nałożyła sobie kotleta schabowego, ziemniaki i nalała soku dyniowego.
-Cześć Rose, jestem Hermiona Granger.-powiedziała dziewczyna, która siedziała obok Harry`ego.
-Cześć Hermiono.-powiedziała Rose.
-Eee...chciałam spytać, Czy ty znasz Harry`ego?Jesteś jego kuzynką, lub jakąś rodziną?-spytała gryfonka.
-Nie, dopiero się poznaliśmy ale czemu pytasz?-spytała Rose.
-Masz takie same nazwisko jak miała mama Harry`ego.
-Och...-powiedziała szatynka.Kiedy skończyła jeść talerze i posiłki znikły i pojawiły się nowe.Tym razem desery:ciasta, ciastka, cukierki, budynie, owoce, czekoladowe żaby itp.Rose poczęstowała się waniliowym budyniem.Po posiłku postanowiła poszukać swojej przyjaciółki.Nie mogła jej znaleźć więc poszła do pokoju wspólnego, który wcześniej wskazał jej prefekt.Podeszła do drzwi lecz nie chciały się otworzyć.
-Hasło?-spytała Gruba Dama.
-Eee...nie znam.-powiedziała Rose.
-To niestety nie mogę cię wpuścić.-powiedziała stanowczo strażniczka pokoju wspólnego Gryfonów.Rose nie wiedziała co robić ale usłyszała kroki.Postanowiła zrobić kawał osobie, którą spotka.Wyjęła z torby cukierki zmieniające kolor włosów i skóry.Podszedł do niej jakiś rudzielec.
-Czyżbyś zapomniała hasła?-spytał ją.
-Eee...no tak jakby.- powiedziała.-Kto to?-spytała wskazując na blondyna stojącego przy jednym z okien.
-To Draco.Draco Malfoy. Jest ze Slytherinu. Lepiej się z nim nie zadawaj.Jest wredny.-powiedział rudy.
-Poczekaj tu chwilę-powiedziała Rose i sięgnęła do kieszeni.Przykleiła sobie do dłoni naklejkę, która raziła prądem.Podeszła do blondyna.Rudzielec patrzył na nią z zaciekaweniem.
-Cześć jestem Rose a ty?-spytała szatynka Ślizgona.
-Draco Malfoy.-powiedział Ślizgon i podał jej dłoń.Ona to wykorzystała i swoją nalepką poraziła Dracona prądem.
-Ej, to bolało.-krzyknął.A ona pobiegła do rudzielca, który tarzał się ze śmiechu.
-Musiałam wypróbować te naklejki.Zrobiłam je z moją przyjaciółką Stephanie.-powiedziała szatynka.
-To było super!Jestem George a ty pewnie Rose?-spytał ją George.
-Tak, chcesz cukierka?- spytała szatynka podsuwając mu paczkę pod nos.
-Jasne.- powiedział .-Cytrynowy sorbet.-wypowiedział hasło i weszli do pokoju wspólnego, gdzie było jeszcze dużo osób.Na raz wszyscy zaczęli się śmiać.
-No co?Coś nie tak?-spytał zdziwiony George.
-Spójrz na siebie!-powiedział chłopak o imieniu Lee.A wtedy George zrozumiał co było powodem ich śmiechu.Jego skóra była czerwona a włosy były niebieskie.
-Chwila, te cukierki...To twoja sprawka!-krzyknął rudzielec wskazując na Rose.Ta zaśmiała się tylko i powiedziała:Za godzinę minie! Po czym poszła do dormitorium dziewczyn.
Krótki, ale jest.Teraz piszcie mi w komentarzu czy zosatwić Rose i Steph. czy wyrzucić je z opowiadania...~Natalka ;3
Subskrybuj:
Posty (Atom)